Na inaugurację roku 2006 postanowiliśmy wpaść
kolejny raz do Kasprowej Niżniej
i zwiedzić różne boczne ciągi w partiach wstępnych jaskini.
Zawsze się gdzieś w niej pędzi na sam koniec, a po drodze są mniejsze odgałęzienia -
może warte wizyty?
Jeszcze przed wejściem do jaskini spotkaliśmy zagubionego narciarza -
szedł ścieżką prowadzącą od szlaku i szukał jakiejś polany do zjazdu...
Zdziwił się ogromnie, gdy zobaczył nas przebierających się w środku lasu
i chyba nie chciał uwierzyć w jakieś bajki o jaskiniach.
Dopiero po paru krokach zobaczył wejście i wtedy bez słowa zawrócił. :)
(Inna sprawa, że dojście do jaskini było prawie tak dobrze utrzymane jak sam szlak...)
Niedaleko za wejściem (za przełazami) jest pierwszy boczny korytarzyk po lewej -
krótki równoległy do ciągu głównego; ponoć używany do obchodzenia jeziorka,
choć jeszcze nigdy wody tu nie widzieliśmy. :)
Jest tam nawet troszkę stalagmitów, ale poza tym średnio ciekawie.
Natomiast naprzeciwko wyjścia z tego korytarzyka są: wejście do ciągu
zawracającego w kierunku powierzchni oraz obejście pierwszego progu.
Sprawdziliśmy obejście - w sumie próg chyba pokonuje się szybciej za pomocą liny,
ale korytarz warto zwiedzić (są nawet dwa warianty) -
m.in. dla ciekawych form błotnych i ogólnie fajnej formy. Trzeba tylko ciutkę się poczołgać
i ewentualnie poślizgać w błocie.
Następnie uderzyliśmy do Środkowej Gąbki. Na planie narysowane są dwa jeziorka,
jednak drugie bywa syfonem. Tak też było i tym razem. Okazało się też,
że lewar leży sobie spokojnie w domu, ale mieliśmy jeszcze 5l beczkę!
No więc kilka ton wody (bez przesady) przelaliśmy za jej pomocą
(przy okazji zalewając trochę mocno jeziorka w początkowych partiach Gąbki).
Między stropem a wodą zrobił się prześwit ca 30-centymetrowy.
Marta odmówiła chodzenia w wodzie, ale ja bardzo chciałem sprawdzić, co jest dalej.
Przeszedłem więc przez obniżenie - po brzuch w wodzie - jeziorko kończy się tuż za.
Szkoda, to było już o rzut beretem od wyjścia z Gąbki...
Nad Wielkim Progiem można, zamiast zejścia po stalagmitach na dno korytarza,
dalej trawersować do równoległego korytarzyka biegnącego kilka metrów nad ciągiem głównym.
Jest tam sporo nacieków, najpierw stalagmity, potem całkiem zacna kolumna,
a także stalaktyty i inne dobra. Do tego korytarza, ze wszystkich opisywanych tutaj,
naprawdę warto zaglądnąć (no i, rzecz jasna, do Gąbki). Jest on miejscami ciasnawy (ledwom przeszedł)
a kończy się fajnym 4-metrowym kominem (tak nawiasem, omija się wtedy
jeziorka i prożek za Wielkim Progiem).
Nad trzecim progiem, w prawo, odchodzą dwa ciągi: jeden ślepy, cofający się w kierunku wyjścia,
drugi będący ponoć obejściem progu.
Najpierw obadaliśmy ten pierwszy - nieco ciekawy, a kończący się wrednym zaciskiem.
Choć trudno to nazwać zaciskiem - cholernie niewygodnie ułożone kamienie i płetwa skalna
przy ciasnym zakręcie korytarza. W głąb przedarłem się z trudnościami, natomiast przy wyjściu
uprząż czepiała mi się o wszystko (szczególnie o płetwę) a nogi nie chciały się dobrze wygiąć. :)
W końcu po zdjęciu uprzęży zacisk puścił (choć jeszcze oczywiście
gdzieś musiał zaczepić się kaptur kombinezonu - nauka, aby mieć porządek na sobie).
Do obejścia progu Marta tylko zajrzała: wejście jest ciasne i tuż nad samym progiem.
Następnie trzeba byłoby zjechać ciasną rurą kilka metrów głową w dół (nie ma jak wejść nogami do otworu).
W drugą stronę (wychodząc z dna progu) można pewnie iść jak biały człowiek,
ale wtedy wychodząc trzeba wyjechać z dziury głową nad sam próg -
chyba dosyć nietrywialna (i niebezpieczna) zabawa. W każdym razie,
o ile pierwszy próg można spokojnie obejść, to z trzecim sprawa jest trudniejsza.
Na tym ten wypad zakończyliśmy, do obadania w partiach wstępnych zostały jeszcze:
pierwszy korytarz w prawo od wejścia i obejście trzeciego progu oraz korytarzyki tamże.
Całkiem fajna akcja, ale na zdjęcia nie mieliśmy ani ochoty, ani czasu
(czego, oczywiście, teraz żałuję).
I jeszcze uwaga na boku: kiedyś lubiłem przyjeżdżać do Zakopanego,
ale miasto zaczyna coraz bardziej mi się nie podobać. Przede wszystkim,
totalnie chamska obsługa w coraz większej liczbie miejsc -
przecież i tak frajerzy przyjadą i będą musieli zapłacić, nie?
Atmosfera np. na przystanku busów do Kuźnic czy w knajpie w samych Kuźnicach
przypomina mi filmy Barei...
A słowa czy zwroty jak "dzień dobry", "do widzenia", "proszę", "dziękuję"
wyszły tam chyba już zupełnie z mody.
Ale też są inne rzeczy, jak np. totalnie kosmiczne ceny
za parkingi niedaleko wejść na szlaki.
Chyba im się tam troszkę w głowach poprzewracało.
Ciekaw jestem, czy inni turyści podobnie odbierają teraz to miasto
i ile Zakopane i jego mieszkańcy na tym tracą...