Skoro już prawie mamy lato, chcieliśmy zobaczyć jak się rzeczy mają w górach. Wybraliśmy więc na tę wycieczkę
jedną z mniejszych jaskiń (choć taką, w której
jeszcze nie byłem).
Nie za wysoko, tak akurat na pierwszą wizytę po tak długiej zimie...
Na początku szlaku było całkiem przyjemnie, choć rześko (około 4 stopnie Celsjusza). Po jakimś czasie
zaczął padać deszcz (dosyć duży). Trochę wyżej i zostaliśmy zaatakowani przez grad (najpierw malusi, potem coraz większy)...
Wejście do jaskini nie jest zbyt daleko od szlaku. Mogliśmy zobaczyć, że przy wejściu zalega jeszcze dużo śniegu.
Ale nie podejrzewaliśmy, że będziemy musieli się wspinać do jaskini między tym śniegiem a ścianą.
Na szczęście samo wejście nie było zablokowane, więc mogliśmy dostać się do środka.
I to do jak mokrego środka! Pamiętam z kursu, że jaskinia jak i cała dolina były zupełnie suche, ale nie tym razem!
Nawet Głazistym Żlebem płynął całkiem zacny potok...
Po krótkim czołganku jest 5-6 metrowy zjazd (10m liny, 3 spity) który prowadzi na dół całkiem dużej sali (Sala Śpiących Rycerzy).
Jednak ponieważ zmokliśmy na zewnątrz i wewnątrz, nie spędziliśmy zbyt dużo czasu na jej badanie - posprawdzaliśmy tylko
kilka ciasnych przejść. Wychodząc, wywspiąłem zjazd - w miarę łatwo.
Po wyjściu dla odmiany okazało się, że pada śnieg. I okoliczne góry zrobiły się znacznie bielsze
(tej nocy spadło 20cm). Więc cały powrót odbywał się najpierw w śniegu, potem w śniegu z deszczem, w deszczu i potem jeszcze znowu w deszczu...
Następnego dnia, bez suchych ubrań, zdecydowaliśmy się na powrót do domu. Wrócimy w góry jak trochę wyschną. :)
Moja też pierwsza próba ze szkicem technicznym:
Ostrzeżenie: mam nadzieję, że dobrze to narysowałem! :)