|
|
Nowa Zelandia 2009 |
|
O wycieczce na Nową Zelandię marzyliśmy już od jakiegoś czasu.
Zawsze wydawała się rzeczą tak odległą, prawie niemożliwą.
Jednak po kilku innych dalekich wyjazdach
(na Karaiby i Malediwy),
zaczęliśmy myśleć o tej z większych przekonaniem.
Aż w końcu, mając wolne od roboty, zdecydowaliśmy się na wyjazd.
Od razu wiedzieliśmy, że na taką wyprawę trzeba poświęcić nieco czasu.
Najpierw planowaliśmy 3 tygodnie, jednak powoli zdaliśmy sobie sprawę, że tyle to na pewno nie wystarczy.
Plan zakładał zwiedzenie obu wysp, zdecydowaliśmy się więc na przedłużenie wycieczki do nieco ponad 4 tygodni.
I całe szczęście! Ledwo zdążyliśmy...
W realizacji planu miało pomóc nam wynajęcie camper vana - takiego domu na kółkach.
Jako że mieliśmy jechać w 4 osoby (z Czarkiem i Anetką), zdecydowaliśmy się na w miarę spory model.
Niby 6-cio osobowy, jednak tak naprawdę jest na co najwyżej 4 osoby.
Co prawda były łazienka, kuchnia (zlew, mikrofala, kuchenka, opiekacz), szafy, 2 łóżka + jedno małe rozkładane,
ale np. na trasę były tylko dwa dobre miejsca siedzące (z przodu)...
Mimo całego wyposażenia campera, wszystkie noclegi spędziliśmy na polach kempingowych.
A to ze względu na dostęp do porządnych sanitariatów, prawdziwej kuchni, prądu, wody, itp.
Tak po prostu było znacznie wygodniej (choć dochodziły wtedy koszty kempingu).
Biorąc pod uwagę, że wcześniej nie jeździłem ciężarówką (a camper ważył ponad 3.5 tony) oraz to,
że na Nowej Zelandii jeździ się lewą stroną, zabawa zapowiadała się interesująco.
Na szczęście jakoś nam to wszystko poszło. :-)
W sumie zrobiliśmy wielką pętlę typu ósemka, przejechawszy w te 4 tygodnie ponad 8100 kilometrów.
Średnia więc wynosi nieco poniżej 300 km. dziennie...
Nie tak mało, zważywszy często mocno pokręcone drogi Nowej Zelandii.
Wymienialiśmy się z Czarkami co drugi dzień, więc jedna osoba nie była zbyt mocno obciążona.
Wydaje mi się też, że był to lepszy układ niż taki, w którym każda osoba jechałaby codziennie po pół dnia.
Tak jak my to zrobiliśmy, dawało każdej osobie cały dzień relaksu między kolejnymi odcinkami,
co chyba było znacznie mniej męczące na dłuższą metę.
Niniejsze strony, ze względu na objętość materiału, zostały podzielone na 4 pod-strony
odpowiadające czterem głównym etapom naszej wyprawy:
-
Pierwszy etap podróży prowadził
na południe, głównie zachodnim wybrzeżem Wyspy Północnej,
od Auckland do Wellington.
-
Po przeprawie na Wyspę Południową, zmieniliśmy wybrzeże na wschodnie,
jadąc z Picton na południowy koniec wyspy, do Waikawa.
-
Wtedy musieliśmy już zawrócić i rozpocząć drogę powrotną, zmieniając kierunek na zachodni, następnie północny.
Mijając Fiordland po prawej, jechaliśmy głównie zachodnim wybrzeżem wyspy
z Invercargill, przez Milford Sound i Queenstown, do Motueka.
-
Ostatni etap wyprawy prowadził
wschodnim wybrzeżem Wyspy Północnej, na sam jej północny kraniec.
Tam zawróciliśmy w kierunku punktu startowego - Auckland.
Co tu dużo mówić - wyprawa była zajebista.
Nastawiliśmy się na poznawanie przyrody Nowej Zelandii i mieliśmy tego, może nie w nadmiarze, ale całkiem sporo. :-)
Jedynie do czego można się przyczepić, to to, że byliśmy tam trochę za krótko.
Aby móc dokładnie poznać obie wyspy, trochę więcej ponurkować, połazić trochę po dziurach,
zrobić trochę wypraw w góry czy wokół Fiordlandu, 4 tygodnie na pewno nie wystarczą.
Powinny to być co najmniej 2 miesiące... na jedną wyspę! :-)
Z drugiej strony, zawsze można tam pojechać drugi raz...
Góra
|
|
|
|