Tą razą, nad Gaładusią, porobiłem trochę zdjęć różnych kwiatów,
tudzież kilka zdjęć w lesie w okolicach miejscowości Giby
(gdzie kiedyś była fenomenalna kiszka ziemniaczana, ale knajpa teraz wygląda na zamkniętą...).
W lesie natknęliśmy się na gniazdo os; oglądaliśmy je z odległości kilku metrów, potem poszliśmy własną drogą.
Jednak jedna osa zaatakowała mój but (bez szkód), ale druga wdarła się pod kurtkę i użądliła mnie w brzuch.
Niby nic - taki wielki czerwony placek; ale gdy po kilku godzinach zaczął puchnąć mi język i dostałem gorączki i drgawek,
postanowiliśmy skoczyć do szpitala w Sejnach (fantastycznie miła obsługa i wnętrza całkiem miłe).
Co przypomina o akcji jaką mieli moi teściowie gdy, podczas spokojnej imprezy, znajomy pił piwo z puszki.
Tam też wleciała osa, która następnie postanowiła gościa użądlić w gardło.
Dobrze, że ktoś był jeszcze w stanie dojechać do szpitala...
I, od tego czasu, gdy pijam piwo z puszki, robię to przez zaciśnięte zęby!
Albo gdy Baśka została użądlona w rękę - przedramię spuchnęło jak u Popeye'a!
A niby nigdy nie miałem na to uczulenia - coś jednak jest w powietrzu (lub wodzie / żarciu)!
Nie ma żartów...